W przyległym do saloniku buduarze zadźwięczał cicho dzwonek telefonu.
Lady Dewey powstała szybko z fotelu.
— Zapewne mąż dzwoni! — rzuciła, kierując swe kroki ku buduarowi.
Pani Athow, od dłuższego już czasu nie biorąca udziału w rozmowie i spoglądająca nieustannie na zegarek, rozjaśniła w uśmiechu chmurną nieco twarz.
— Nareszcie! — zakrzyknęła, zwracając się ku młodemu człowiekowi, siedzącemu obok fortepianu na niskim pufie i błądzącemu wzrokiem po korowodzie ukwieconych amorków na suficie. — Coprawda, pierwszy akt i tak już stracony z winy naszych mężów!
Młody człowiek, porzuciwszy obserwowanie ściennych malowideł, zwrócił ku niej wzrok, w którym najwyraźniej błyszczały ogniki wesołości i lekkiej ironji.
— Mężowie są zawsze winni... wszystkie-
Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/9
Ta strona została uwierzytelniona.
I