się dość wielbłądów, na których można było zorganizować natychmiastowy pościg.
Wyrwać zatem Dżaillę z rąk lekarza można było tylko siłą!
Tego jednak Żałyński nie mógł uczynić sam.
Jedyną radą było połączyć się z Ibn Tassilem i razem z nim przedsięwziąć kroki ku uwolnieniu Dżailli.
Nie namyślając się przeto długo, Żałyńsk ruszył na noc ku obozowisku, które opuścił ubiegłej nocy. Obdarzony wysoce rozwiniętą pamięcią wzrokową, pewny był, że nie zmyli drogi, lecz już po paru godzinach uciążliwego marszu stwierdził, iż znajduje się w jakichś nieznanych sobie zupełnie wąwozach. Powrócił przeto na miejsce, skąd rozpoczęło się jego błądzenie i po długich poszukiwaniach znalazł wreszcie właściwy kierunek. Ta zwłoka w drodze zajęła mu jednak tak wiele czasu, że dopiero około południa strudzony szalenie i wygłodniały dotarł da obozowiska.
Ibn Tassil, który był przekonany, że gość jego padł ofiarą zbrodniczego zamachu lekarza, powitał go z olbrzymią radością, która zwiększyła się jeszcze, skoro Europejczyk zawiadomił go o natrafieniu przezeń na ślad porwanej.
Zapalczywy Arab chciał natychmiast udać się do obozowiska El Terima i tam zbrojnie upomnieć się o swą córkę, lecz Żałyński powstrzymał
Strona:Wacław Niezabitowski - Skarb Aarona.djvu/156
Ta strona została skorygowana.