go od tego nierozważnego kroku, rozumując słusznie, że pięciu ludzi, wliczając w to Selima i dwóch innych służących, zbrojnych tylko w noże, nie będą zbyt groźnymi przeciwnikami dla bandy lekarza, składającej się, jak zauważył, z kilkunastu zbirów, zaopatrzonych obficie w broń palną i sieczną.
Wynik walki w tych warunkach nie przedstawiał żadnych wątpliwości i zgóry przesądzał sprawę oswobodzenia porwanej.
— Co czynić tedy, panie? — pytał Ibn Tassil, załamując rozpaczliwym ruchem ręce.
Żałyński namyślał się przez chwilę.
— Czy posiadasz w El Barrar przyjaciół, Ibn Tassilu, którzyby mogli ci przyjść z pomocą? — zapytał.
Arab wyprostował się dumnie.
— Niema w El Barrar jednego człowieka, któryby nie poważał Ibn Tassila za jego bogobojne i uczciwe życie! Co najmniej połowa sąsiadów podąży na moje wezwanie!
— Poślij zatem do El Barrar jednego lub dwóch swoich ludzi, aby zawiadomili twych przyjaciół, że potrzebujesz ich pomocy! — radził Żałyński. — Kiedy pomoc ta może przybyć tutaj? — dorzucił pytająco.
Arab namyślał się przez chwilę.
— Nie prędzej jak pojutrze, panie!
— Doskonale! Niechaj zatem twoi ludzie wy-
Strona:Wacław Niezabitowski - Skarb Aarona.djvu/157
Ta strona została skorygowana.