Tuż obok wejścia widniał popiół wygasłego już ogniska, wokół którego leżało kręgiem kilkanaście kamieni.
Żałyński oglądał uważnie każdy szczegół.
Przeszli następnie do drugiej komory, która była raczej przejściem, łączącem trzecią komorę z pierwszą.
W przejściu tem leżał pęk owczych skór, służących, jak objaśniła go Dżailla, za posłanie strażującym ją.
Trzecia komora nie była tak obszerna, jak pierwsza, natomiast wysokością biła swoje obie siostrzyce.
Ściany jej załamywały się niezliczonemi występami, pomiędzy któremi ciemniały niezbyt zresztą głębokie szczeliny.
— Tutaj będzie nasza rezydencja! — zadecydował Żałyński. — Musisz mi pomóc trochę, Dżaillo! — zwrócił się do niej z uśmiechem.
W niespełna pół godziny przenosiny zostały ukończone.
Prócz karabinka i ładownic Abdullaha znalazły się w trzeciej komorze bukłaki z wodą, wszystkie zapasy żywności, pęk najczystszych owczych skór dla Żałyńskiego i worek z nabojami.
Z pozostałych rupieci oraz kamieni stworzono coś na podobieństwo barykady, tamującej wejścia do jaskini.
Strona:Wacław Niezabitowski - Skarb Aarona.djvu/180
Ta strona została skorygowana.