że wąsach, w turbanie, zsuniętym nieco z czoła, odziany w biały strój Beduina, przepasany złotolitym pasem, od którego zwieszała się krzywa szabla w pochwie, obficie wysadzanej drogiemi kamieniami, siedział wyprostowany ze zmarszczonemi nieco brwiami, co nadawało jego twarzy wyraz surowej szlachetności.
Jedną dłoń miał zatkniętą za pasem, druga zwisała bezwładnie wzdłuż ciała.
Towarzysz jego, o twarzy typowego Araba, zawinięty od stóp po szyję w szary burnus, zdawał się być pogrążonym w głębokim śnie. Głowa jego, przechylona lekko wtył, opadała na ramię, ręce utrudzonym ruchem spoczywały na kolanach.
Dzięki suchości powietrza w pieczarze zwłoki zachowane były znakomicie.
Jaskrawy blask latarki wydobywał najaw każdy szczegół ich twarzy, wychudłych może nadmiernie, lecz o skórze gładkiej i lśniącej.
Żałyńskiego zastanowił typ siwobrodego.
Widywał często Arabów, od których biła patrjarchalna powaga i dostojeństwo, lecz wyraz ich twarzy przeważnie bywał apatyczny. Znać było na nich ciężar bezgranicznej wiary w ów osławiony wschodni „kismet“, przeciw któremu darmo przeciwstawiać swą energję. Wyczuwało się z ich spojrzeń, że ludzie ci nie mają swej
Strona:Wacław Niezabitowski - Skarb Aarona.djvu/196
Ta strona została skorygowana.