Nasamprzód gibkim, powłóczystym krokiem skradającej się łasicy, weszła do chaty młoda, fertyczna, starannie odziana Jakutka, Symnaj. Była ona żoną jednego z uboższych łowców, przezwanego ironicznie Kozakiem, dla rzadkiego szczecinowatego zarostu, który wbrew jej woli, a nawet ku wielkiej rozpaczy, pokrywał, pomimo skubania i golenia, nietylko okolice ust, ale nawet twarz całą.
Symnaj zwracała zawsze baczną uwagę na swój ubiór i wszyscy o tem wiedzieli. Dziś jednak wystąpiła wyjątkowo wspaniale. Żółte zamszowe buciki, z zalotnie zadartymi, ostrymi noskami, z wszytym między kanty rąbkiem aksamitu, z czarnem, szerokiem, także aksamitnem obszyciem u cholew, były podwiązane bardzo starannie; pstra świta z cielęcych skórek bardzo szykownie obciągała zgrabną jej figurkę, a ciemne boa z wiewiórczych ogonów owijało jej szyję, wdzięcznie spadając na pierś drobną, ale wypukłą. Wszystkich oczy zwrócone były na nią; nawet dzieci, porzuciwszy zabawki, wybiegły na środek izby i przypatrywały jej się z otwartemi buziami; nawet psy, obecne w izbie podeszły podejrzliwie obwąchać strojnisię. Ruchem pełnym godności, postąpiła na środek, a zwracając się do obrazów, zdjęła z głowy ognistą, rysią czapkę, z rąk białe rękawice, przyczem odkryła mnóstwo metalowych pierścionków, na palcach, a w uszach ogromne kolczyki, wielkości ludzkiej dłoni. Zatrzymawszy się, ustawiła stopy w szczególny, wprawny tylko jakuckim zwodnicom znany sposób, i wznosząc do góry czarne, bystre oczęta, przelotnie zerknąła na Pawła, czytającego książkę.
Lelija znacząco szturchnęła Niustera w bok i zachichotała; Andrzejowa zasyczała zjadliwie:
Strona:Wacław Sieroszewski-Na kresach lasów.djvu/103
Ta strona została przepisana.