— Miłośnica!... Możnaby pomyśleć, że bogata a zupełnie bez odzieży zostawiła sąsiadów. Czapka Filipowej, naszyjnik Bahyleja, rękawice Mawry... wszystko cudze! Bezwstydna!
Musiała Symnaj coś usłyszeć z tych, dość głośnych szeptów, gdyż piegowata jej twarzyczka, wdzięcznie ocieniona narzuconą na głowę białą, perkalową chustką, zapłonęła nagłym rumieńcem. Niebożę, zasromana, straciwszy pewność siebie pośpiesznie kończyła się żegnać i, nie patrząc na nikogo, pierzchła za komin, na żeńską domu połowę. Andrzej przeprowadził ją długiem, nieco drwiącem spojrzeniem, a Tunguz bąknął od niechcenia:
— Baba... Co i mówić. Moją też była kiedyś taka... doprawdy.
Jak tylko Symnaj pojawiła się za przegrodą, ustały natychmiast złośliwe szepty i szydercze uśmiechy; pozdrowiono ją przyjaźnie, zaczęto rozpytywać o nowiny, gdyż tak każe zwyczaj. Jednocześnie na znak, dany przez Andrzejową, Lelija przystawiła do ognia, mały miedziany czajniczek. Napojono przybyłą herbatą, ugotowaną ze starych już używanych resztek, ale Symnaj nie mogła mieć o to pretensyi, gdyż każdy wie tu dobrze, że herbata kosztuje pieniądze. Oczekiwany kociołek z „kąskiem“ coś długo jednak się nic zjawiał; gdy więc spostrzegła, że gospodyni przeciąga nudną sąsiedzką gawędę, ani słowa nie wspominając o łowach i zdobyczy, młoda kobieta, z natury żywa i gadatliwa, posmutniała, umilkła.
— Może ta bogaczka zechce mię ostatecznie poniżyć i nie poczęstuje zupełnie. Och, osławiliby mię na całą okolicę, osławili — myślała z żalem, obracając w ręku swą kosztowną, ale cudzą czapkę. Ciemny rumieniec wybił jej na policzki, a pot kro-
Strona:Wacław Sieroszewski-Na kresach lasów.djvu/104
Ta strona została przepisana.