Strona:Wacław Sieroszewski-Na kresach lasów.djvu/151

Ta strona została przepisana.

szczególnym sobie właściwym akcentem, a słuchający skurczyli się i spokornieli.
— Dawaj mu ryby, ale nie myślcie, aby jadł zgniłe śledzie, jak my — jemu trzeba dobrej; dawaj mu od czasu do czasu mięsa, do herbaty masła, mleka, cukru; do jadła kup soli, mąki, a mąka po dziesięć rubli pud. On powiada, że będzie jadł to samo, co my... żarty! Jeść, to by może i jadł, ale jeżeli od tego jedzenia umrze! On człowiek „cesarski“, słyszeliście, jak Ujbanczyk czytał w papierach.
Odpowiedzialność za niego niemała! Jeżeli się co stanie, któż odpowie, jeżeli nie ten, kto brał pieniądze jeżeli się poskarzy, na kogo? Na ciebie! Jeżeli się rozgniewa, kto najbliżej pod ręką? Ty! Och, ludzie, ludzie! A któż z nas przeszkodzić mu może, jeżeli on co złego myśli? Może się znajdzie kto taki, ale ja nie wiem. Nie mówi... po całych dniach siedzi zastygły, posępny, jak ta chmura deszczowa. Ani dowiedzieć się, ani go poznać, ani polubić. Patrzysz na niego, patrzysz i strach cię ogarnia, jeśli spróbujesz odgadnąć, co się tam dzieje w tej brodatej, cudzoziemskiej, wiecznie milczącej głowie. Powiadają, że dobry, a może on tylko przebiegły! On sam też mówi, że dobry, ale czy się taki urodził, coby siebie ganił. A ja tak myślę, że dobrych i za dobre tutaj nie przysyłają. Andrzeju — powiada — ja u ciebie zostanę, weź dwanaście rubli, daj mi kąt, strawę... Prosił, spytajcie go, niech powie. Nie mogę — mówię — u nas wszystko gromada. Są u nas ludzie pierwsi, szanowni, bogaci; są średni, którzy płacą podatki; są wreszcie ostatni, też mający głowę na karku. Czyż ich nie spytamy? Czyż będziemy radzić, jak ci ludzie, co okręcą dwa razy około dużego, a trzy około wskazującego palca? Jeżeli gromada powie: Andrzeju, weź, wezmę! Ale czy ona może to powie-