Strona:Wacław Sieroszewski-Na kresach lasów.djvu/176

Ta strona została przepisana.

Paweł położy] wiosło wzdłuż łodzi, zdjął pilśniowy kapelusz, napił się nim wody i jął przyglądać się z uwagą czarnym, gliniastym urwiskom podmytych brzegów. Szara, gładka wstęga wody unosiła go coraz dalej — odpoczywał; ale wkrótce tę rozkosz niespodziewaną zatruły mu znowu tłumnie zjawiające się komary. Pośpiesznie zapalił więc dymokur, nasunął na twarz siatkę, a położywszy się na dnie łodzi, patrzył na niebo, na wierzchołki brzegiem uciekających drzew i ostre, ciemne krawędzie wysokich podmywisk. Niekiedy prąd przypierał go do brzegów; wówczas uniósłszy się cokolwiek, odpychał się wiosłem na środek rzeczki, która porywając go, niosła i kołysała z łagodnym szmerem, niby niańka dziecko na łonie. Raz tylko w ciągu drogi musiał siąść i chwycić za wiosło; z krawędzi wysokiego urwiska zwieszało się kilka sękatych wyrwanych modrzewi, nizko nurzając zielone czuby w pieniącej się wodzie. Prąd był tak wartki, że nie mogąc ich ominąć, przepłynął pod arkadą zielonych pni tuż koło podmytego urwiska, sączącego krople wody i grudki błota. Wkrótce potem ujrzał zdala słup dymu i domyślił się, że jest u celu podróży. Zatrzymał łódź w miejscu, gdzie w poprzek gliniastego stromiska darła się ku górze wąziuchna drożyna, i wysiadł. Pirogę na piasek wyciągnął, zabrał broń, rzeczy i podążył z cichego parowu na wiatr i słońce.
Wdrapawszy się na szczyt wzgórza, ujrzał przed sobą małą zieloną polankę, a pośród niej niewielką, ziemią krytą, jak kołpak ostro zakończoną „urasę“, z szarym, złotymi promieniami słońca przestrzelonym pióropuszem dymu. Czarne, do lisów podobne psy przywitały go głośnem szczekaniem, ale z rasy nikt nie wychodził. Uchylił skóry, przykrywającej wejście, zajrzał do wnętrza. Nikt witać go nie śpieszył, do-