Strona:Wacław Sieroszewski-Na kresach lasów.djvu/209

Ta strona została przepisana.

żeli się gniewał, to tego nie okazywał, był nawet grzeczniejszym i rozmowniejszym, niż dawniej, a reszta domowników szła wiernie za jego przykładem; po staremu więc tuliły się doń dzieci, mizdrzyła Simaksin; po staremu pojawiały się na stole kożuszki z mleka „na osobnym talerzu“ naczynia zmywano też, jak dawniej, i starano się, by nie widział, jak wylizywano patelnię, a kiedy w mleku lub herbacie znalazł się włos, albo karaluch. wyciągano je pośpiesznie brudnymi palcami; po staremu też wolno mu było rozpierać łokcie na stole, nie spać po nocach, włóczyć się po lesie... i tęsknić!
A tymczasem po trochu ubywało mieszkańców w jurcie. Pierwsi wywędrowali mężczyźni: Andrzej, Niuster, Ujbanczyk; poczem zaczęto przewozić na saniach (jedynym znanym tu wehikule) naczynia, odzież, zapasy suszonych ryb, a wreszcie wyruszyła i Andrzejowa, wyglądająca tej chwili z wielką niecierpliwością. Na saniach, wydanych skórami, umieszczono ją razem z drobniejszą dziatwą; Niuster, który umyślnie po matkę przybył, wskoczył na zaprzągniętego do sań byka i, wesoło hukając, ruszył przodem; za nim Simaksin z siedmioletnią córeczką Andrzeja pędziły stado krów, byczków i jałówek.
Paweł pozostał sam w jurcie. Po gwarze i zgiełku zbiorowego życia, zapanowały nagle cisza i spokój niezmącony. Na kominie nie trzaskał już ogień podtrzymywany przez kobiety; z ław znikły pościele oraz skóry, a z kołków sieci, świty, przysłaniające cokolwiek brudy i ubóstwo pochyłych, pręgowatych ścian jurty. Wśród tej nędzy i opuszczenia, wtedy echem tylko odezwało się życie, gdy jedynemu pozostałemu mieszkańcowi odrapanego legowiska zachciało się nagle zaśpiewać, poświstać lub przejść po izbie.