Strona:Wacław Sieroszewski-Na kresach lasów.djvu/224

Ta strona została przepisana.

cną wyprawną skórę rena, okrywał futrem siwego łosia; z futer sobolich brał tylko grzbiety, z futer rysich — zady; z wilczych — łapy z czarnemi pręgami, a z lisów czerwonych wybierał najcenniejsze. Ściśle przystające drzwi kazał co zimę obszywać siedmioma niedźwiedziemi skórami, które przez siedem dni i nocy siedem kobiet dziewic zszywało, rozciągało, równało, depcząc, tarzając się, figlując.
Przed domem wśród srebrnego podwórza tak gładkiego i potoczystego, że nie mógł na niem ustać nawet źrebiec dziewięciotrawny, tkwiły trzy słupy wielonożne dla wiązania koni, podobne do trzech naczelników „ułusa“, którzy posprzeczali się i, powiedziawszy sobie: „u tego cesarza takie prawo!...“ „u tego cesarza takie prawo!...“ rozchodzą się rozgniewani na świata trzy strony. Główny słup był ze złota, średni ze srebra wykładany czernią, trzeci najgorszy z białego srebra. Jeżeli te słupy kogo polubią, to błogosławić go będą na odległość trzech dni drogi, mówiąc: „Żyj trzy życia ludzkie!“ Jeżeli znienawidzą, to przeklinają na odledłość dziewięciu dni drogi, mówiąc: „Szum, wysychaj, obejmując spróchniałą drzewinę!“
Ma Bier-Chara to wszystko, a jednak co dnia rano, nim świtać pocznie i wieczorem, nim zorza zagaśnie, wychodzi przed dom, a wzniósłszy do góry swój ostry miecz, prosi z wysokiego nieba nieszczęść, z szerokiego nieba kary, z potężnego, okropnego nieba krwawej przygody, z zachodniego nieba ruiny!
Wykopał jamę na siedem sążni głęboką, porąbał na drobne kawałki siedem dużych modrzewi i rozniecił ogień, a wzbiwszy się orłem na niedostępne wysokości, rzucił się stamtąd głową naprzód na stos gorejący. Ogień zatrzeszczał, prysł i zagasł.