ogień na kominie, wciąż coś szepcący wyśpięwujący.
Myśl człowieka w takich warunkach przestaje być pokorną jego sługą, staje się ruchliwą i samowolną, zmuszając twórcę swego uważać ją za coś odrębnego, za przyjaciela, natręta, wroga, za coś, do czego można uśmiechać się, z czem można rozmawiać, sprzeczać się, czego można lękać się, a nawet nienawidzieć.
Paweł nieraz łapał się na tem, jak dowodził głośno, lub zrywając się, trząsł ręką i szeptał... Wtedy ogarniało go przerażenie. Książki przestały być dla niego zbiorem cudzych myśli, on je chwalił głośno lub ganił, jak życiem i świadomością obdarzone istoty; niekiedy z gniewem i klątwą rzucał na ziemię, a choć zawstydzony natychmiast podnosił, zdawało mu się zawsze po takim wybuchu, że się ocknął nad brzegiem jakiejś otchłani, której głębia pociąga go i pochłonięciem grozi. Wszelkiemi siłami bronił się przeciwko temu uczuciu, uważał na siebie, starał się prowadzić regularne życie, drwa rąbał, na niedalekie przechadzki chodził i poczty z utęsknieniem wyglądał. Ale dni mijały jeden za drugim, nic się nie zmieniało, a uczucie przygnębienia i nieokreślonej trwogi wciąż rosło.
W chwilach trudniejszej, cięższej walki uciekał do sąsiadów.
— A!... ruski! — witali go. Rozpowiadaj, co porabiasz?
— Poczta nie przyszła?
— Nie... albo co? Hej, kobiety! rzućcie drew na ogień! niech się cudzoziemiec rozgrzeje. Biedaczysko, jeszcze brody swej z lodu nie oskubał, a już o pocztę pyta. Cóż słychać u ciebie, w twej chacie? gadaj! co nowego?
Strona:Wacław Sieroszewski-Na kresach lasów.djvu/241
Ta strona została przepisana.