Kiedym był bogaty, wielekroć jadałem... doprawdy! A tylko dużo jeść nie trzeba, bo serce zgorzeje.
— Dużo... skąd go weźmiesz! — drwiąco wtrącił ktoś ze słuchaczów.
Rzeczywiście, zważywszy ilość gąb, można się było nie obawiać „zgorzenia serc“, ale ponieważ tutaj lepiej może pamiętają i bardziej, niż gdzieindziej, szanują przysłowie: „lepszy rydz, niż nic“, powyższa uwaga nie zmąciła ogólnej radości. Gospodarz starannie strzepnął mąkę z ręki do worka, pozostałość skwapliwie oblizał i krzyknął wesoło na gospodynię, aby warzyła wieczerzę.
Zmęczony Ujbanczyk wypoczywał, wyciągnięty na ławie, nie nudzili go więc pytaniami, ale obsiadłszy stół, czekali w milczeniu na kolacyę. Tymczasem kobiety uwijały się około ognia: nalały wody do kociołka, powiesiły go na drewnianym haku, podkładały pod niego bezustannie żarzące węgle i suche drzazgi, by zawrzał co rychlej. Skoro woda zaczęła się gotować, wrzuciły do niej szczyptę mąki, staranie rozmieszawszy i rozbiwszy z wodą, poczem posiłek był gotów. Gospodyni postawiła na stole misę dymiącą się, jak ołtarz ofiarny.
Długo nie było nic słychać, prócz mlaskania języków i stukania łyżek, któremi chyżo czerpali, ściśle przestrzegając kolei, wreszcie gospodarz odezwał się, nie przestając jeść:
— A więc, powiadasz, że u Andrzeja dzielą?
— Już podzielili — odrzekł chłopak.
— N-o-o! A zawszeż to niedobrze, że nas nie zawołali. Nie ustawa!
— Dżjanha, powiadają, jest przecie.
— Co tam Dżjanha! Rzecz wiadoma, Dżjanha tyle, co cudzy. W karty grać, po weselach się włóczyć, najeść, napić, pomocować, pofiglować, to on
Strona:Wacław Sieroszewski-Na kresach lasów.djvu/25
Ta strona została przepisana.