Strona:Wacław Sieroszewski-Na kresach lasów.djvu/263

Ta strona została przepisana.

zasypany, ale na jurtę za stromy i za wysoki budynek. Był to stóg siana. Okrążył go, szukając drogi wozowej, a znalazłszy, porzucił stary ślad i ruszył ku lasowi Niezadługo poczuł w powietrzu zapach dymu, czerwone ogniki zamigotały przed jego oczyma. Nareszcie ujrzał ogień... zobaczy więc i ludzi! I w samą porę, gdyż zziąbł porządnie. Z komina jurty buchały iskry, przez lodowe okna wesoło przeświecała światłość wewnętrzna. Paweł poznał sadybę Filipa. W pobliżu wejścia stała narta, zaprzężona w parę renów; domyślił się czyja, i śmiało do drzwi się zbliżył. Drzwi były z wewnątrz zamknięte. Zastukał; głosy w jurcie ucichły.
— Otwórzcie! — zawołał po jakucku.
Nikt mu nie odpowiedział, tylko ciemne plamy na lodowych szybach zaruszały się niespokojnie.
— Otwórzcie! To ja, Paweł.
Milczenie. — Otwórzcie! Co to jest, Filipie? otwórzcie! to ja! — wołał po rosyjsku i po jakucku naprzemian. Ale drzwi się nie otwierały.
— Cóż wy sobie myślicie? Zamrozić mię chcecie? Teraz nie pora do żartów! Otwierajcie natychmiast! — krzyczał — Mateusz umarł! Nie mam się gdzie podziać! Przyszedłem szukać pomocy!
Nie było odpowiedzi, więc zaczął bić we drzwi podjętem z ziemi polanem, grożąc, że je wyłamie. Ale i na to odpowiedziano mu milczeniem, tylko cienie na szybach lodowych jeszcze niespokojniej się poruszyły. Nagle rozległ się suchy trzask i pocisk ze świstem przeleciał mu koło ucha.
— Łotry! obwiesie! otwórzcie natychmiast! Ja was zaskarżę! Tam ludzie umierają! — krzyczał już teraz i klął po polsku.
W odpowiedzi znowu buchnął strzał i kula,