Strona:Wacław Sieroszewski-Na kresach lasów.djvu/30

Ta strona została przepisana.

sić? Oj to siano, to siano! Zje ono nas, połknie do reszty. Znów stogu, cośmy kupcom winni, nie będziemy w stanie nakosić. A nie powiedział ile?
— Nie, a tylko prosił na teraz po sąsiedzku usłużyć i odwieźć Rosyanina do miasta. Chce, żebym ja pojechał, żeby się miał z kim cudzoziemiec po drodze rozmówić, bo wiecie, on wściekły, jeszcze z innym zrobi awanturę. Nie da Bóg!
— Więc jedziesz?
— Jadę, i to jutro. I Dżjanha jedzie, bo znów gromada prośbę podaje, żeby dali mąki, gdyż powiedają, że z gubernii przyszedł już papier, aby dawać potrzebującym bez pieniędzy i odrobku, za darmo. Mora, wracając, spotkał kozaka, który wiózł pocztę, i ten mu powiedział, że wie napewno, iż jest taki rozkaz, więc gromadą posyłają.
— A kiedy jedziecie?
— Mówiłem, że jutro; ale przyjść dziś kazali więc zarazby trzeba.
Zaczęto więc chłopca szykować do drogi; każdy oddał ze swej odzieży, co miał najlepszego. Ujbanczyk sztukę po sztuce pilnie oglądał; liczył guziki, rzemienie podwiązywał, a rzeczy poprute oddawał kobietom do zaszycia. Jednocześnie stary Mateusz szperał po kątach i, zrzędząc, wywłóczył stamtąd różne stare graty, gdyż przyszło mu do głowy wysłać z synem do miasta na sprzedaż coś ze zbytecznych rzeczy. Ale, wyjąwszy dziurawy, żelazny kocioł i starą wyleniałą skórę, służącą synowi za pościel, niczego więcej, mającego jakąś wartość, wynaleźć nie mógł, wziął więc z komina miedziany czajnik, jedyny kosztowniejszy sprzęt w gospodarstwie i, nie bacząc na żałośnie patrzącą żonę, zaczął go uważnie oglądać.
— Chybaby czajnik oddać? Czy co? — medy-