Strona:Wacław Sieroszewski-Na kresach lasów.djvu/35

Ta strona została przepisana.

Ujbanczyk zmieszał się, cofnął, stanął obok Andrzeja, grzejącego się przy ogniu i zaczął z nim gwarzyć.
— Gniewa się?
— Pewnie, że się gniewa — odrzekł Andrzej szyderczo i dość głośno. — Niech ci sam powie, o co mu chodzi. Wielki nasz pan!
— Cóż porabiasz, Rosyaninie? Dlaczego się gniewasz? Dlaczego nic nie mówisz? My ludzie dzicy chętnie posłuchamy ciebie uczonego człowieka — począł znów łagodnie, cokolwiek monotonnym głosem Ujbanczyk, ale umilkł natychmiast, przerażony wyrazem postaci cudzoziemca. Jego siwa, rzadka, ale dość długa broda najeżyła się nagle, białe brwi zsunęły; lewa połowa twarzy, targana kurczem, wykrzywiła się okropnie; lewe oko zniknęło pod powieką, a prawe zapłonęło młodzieńczym, ciemno-szafirowym ogniem. Podniósł się z ławy ruchem powolnym; cała jego postać olbrzymia, lecz zgrzybiała, jakoby zmięta jakimś ogromnym ciężarem, który się po niej niegdyś przetoczył, prostowała się, rosła, potężniała. Milczał wciąż jednak, wpatrując się drapieżnie, jak sęp, w kupiących się przed nim Jakutów.
— Ech! nie warto na niego zważać... na durnia! — mruknął pogardliwie Andrzej, spluwając. — Bóg da, nie pomrzemy od jego groźnego patrzenia! A gniewa się?... Coby się gniewać nie miał? Każdyby się gniewał, ale sam sobie winien: łyżki połamał, misę z jadłem na ziemię rzucił. Zabij mu natychmiast, dziś zaraz, rena albo krowę, bo on pan, nasz wielki dobrodziej, nie może, jak my, Jakuci, jeść ryby śmierdzącej z modrzewiowem łykiem. Ale ze mną sprawa krótka kazałem Dżjanhie go przytrzymać i dałem mu raz i drugi, jak się należy w zęby, więc się gniewa. A niech się gniewa! Ale powiedz mu, Ujbanczyk,