Strona:Wacław Sieroszewski-Na kresach lasów.djvu/55

Ta strona została przepisana.

kach — i kilka niewysokich stopni, wiodących doń ze dworu.
Dżjanha został przy renach, a Ujbanczyk, starannie otrzepawszy się ze śniegu wszedł na ganek i nieśmiało pociągnął rzemień wiszący zamiast klamki u dużych, ciężkich drzwi, obszytych kosmatą krowią skórą.
Naprzeciw wejścia w izbebce czarnej, dusznej, brudnej, tyłem do drzwi zwrócony, siedział przy stole, pochylony nad książką mężczyzna w kożuchu i czapce. Na szmer, zrobiony przez Ujbanczyka obejrzał się, ale poznawszy we wchodzącym Jakuta, nie rzekłszy słowa, zagłębił się napowrót w czytanie. Ujbanczyk oparty o framugę stał cicho, bez ruchu, uważnie rozglądając się po pokoju. Ze wszystkich jego kątów wyglądał niedostatek, niedbalstwo, czy też nieudolność lokatora. Na podłodze, widocznie dawno niezamiecienej, wzorzysto mieniły się floresy kurzu, zostawionego niewprawną miotłą na nizkiem ognisku, gdzie stały mocno zakopcone czajnik i saganek, piętrzyły się całe stosy popiołu i węgli; ze ścian wyklejonych niegdyś gazetami, zwieszał się obdarty papier, pajęczyna, a pod pułapem od okien, zakrytych lodowatemi szybami, z węgłów, ubielonych mroźnym wykwitem szronu, unosił się lekki opar zimnego, z zewnątrz wdzierającego się powietrza. Łożko, naprędce sklecone, z desek, umieszczonych na grubych koszlawych kozłach, tak ubogo nędznie było zasłane, że nawet Ujbanczyka, przyzwyczajonego do niewygód, litość zdjęła. Atmosfera pokoju była przesiąknięta staremi pomyjami, stęchlizną i tanim tytuniem. A wszystkie przedmioty, począwszy od miotły i szaflika około drzwi, prostego stołka bez poręczy, na środku izby, a kończąc na filiżankach do herbaty z bochenkiem razowego chleba na stole i butach, wyglądających