Strona:Wacław Sieroszewski-Na kresach lasów.djvu/70

Ta strona została przepisana.

Foka podbiegając, lecz oskubany, wytargany za nos, uszy i czuprynę, musiał się cofnąć ze wstydem.
Dżjanha niemniej bezskutecznie próbował wyciągnąć z kąta którą ze zbytkownic, wreszcie, schwyciwszy grubego Fokę za bary, puścił go w przeciwniczki, niby borubę, i rozbił falangę.
W jednej chwili dziewczęta rozrzucone zostały w różne strony; Dżjanha począł się upędzać za Leliją, najzwinniejszą ze wszystkich; zabawa ześrodkowała się na tej gonitwie dwóch równej siły przeciwników; dziewczęta przeszkadzały chłopcom, chłopcy usiłowali dopomódz napastnikowi. Jeden Ujbanczyk, jako urzędnik gminy i człowiek uczony, nie śmiał wziąć udziału w ogólnej zabawie. Stał jak słup na środku izby, muskając tylko dłonią przelatujących swywolników. Lelija, prawie już dopędzona przez Dżjanhę, schowała się wreszcie za niego, a on, rozkrzyżowawszy ramiona, nie puszczał brata.
— Taaak! zdrada! Poczekajże — krzyknął ten ostatni, znów porwał Fokę za kark, pchnął go w objęcia obrońcy, a podbiwszy ich zręcznie nogą, powalił na ziemię. Nim zdążyli podnieść się, przeskoczył przez nich przyparł dziewczynę do ściany, chcąc wyściskać ją i wycałować, ale inne nadbiegły z pomocą i obroniły ją; wówczas niewiele myśląc, szybkim ruchem wsunął rękę pod wyszyty srebrem fartuszek dziewczyny, zwieszający się od szyi i tunguskim obyczajem nadziane na gołe ciało, i w pierś ją uszczypnął.
Żart był boleśny; dziewczyna z głuchym jękiem rzuciła się w bok, dłonią przyciskając bolące miejsce i gniewnie błyskając oczyma. Zabawa przerwała się.
— Ty, Dżjanha, zanadto już sobie pozwalasz! — rzekła obrażona z dąsem.