Strona:Wacław Sieroszewski-W matni.djvu/146

Ta strona została przepisana.

nie. Jakie w podobnych razach opanowują zazwyczaj siedziby tunguskie. Obecni rozmawiali z wielką powściągliwością, zniżając glos do szeptu prawie. Względem rodziny Selticzana zachowywali się z wyróżniającą grzecznością, a na gospodarza starali się nawet nie spoglądać.
Selticzan, jak gdyby niczego nie spostrzegał, był spokojny i uprzejmy, jak zwykle, próbował nawet zawiązać rozmowę z Oltungabą, ale czarownik milczał posępnie; wówczas starzec zaczął głośno rozpowiadać, jak to się ten rok przeżyło za górami. Posypały się różne anegdoty myśliwskie, które opowiadał z takim humorem i dowcipem, że wkrótce otaczały go same śmiejące się i rozweselone twarze.
Tylko Miore, najulubieńszy syn jego, stojąc za ojcem, ponuro spoglądał na wszystkich.
Powoli zapanował zwyczajny przed jedzeniem nastrój umysłów.
A kiedy wydobyto z kotłów aromatycznie woniejące kawały mięsa, wszyscy już zupełnie o smutku zapomnieli; wówczas na chwilę zasępił się Selticzan, którego porzucili dotychczasowi jego słuchacze, a Miore, uważnie śledzący za ojcem, jeszcze się bardziej nachmurzył.
— Doprawdy, jak widzę, chcielibyście zjeść starego, — nie mogąc dłużej wytrzymać, bryznął chłopak gniewnie przechodzącemu Oltungabie.
Ten ze zdziwieniem i gniewem popatrzał na niego.