Strona:Wacław Sieroszewski-W matni.djvu/152

Ta strona została przepisana.

nych wybuchów. Co chwila spojrzenia wszystkich zwracały się na Selticzana, który, wspaniale odziany, siedział wpośród wzruszonych członków swojego rodu, sam jeden spokojny i pogodny.
— Czyż pozwolimy się staremu oszukać?... — szeptali inni.
— Czyż pozwolimy, żeby nas stary oszukał?... — zapytywał kniaź, przechodząc od jednych do drugich.
— Cóż to? — zapytali go w jednej gromadzie — myślisz może, że ci łatwiej zawładnąć będzie córką, jak starego nie stanie?... Nie spodziewaj się, nie odda wam jej nigdy „Odblask lodów..“ Nie zapomni on tobie tej sprawki...
— Jakiej sprawki?!... Bogdajby wyzdychały wszystkie moje reny, bogdajem do końca życia na jednem pozostał miejscu, jak ruski w drewnianym domu, jeżeli to prawda... — zaklinał się kniaź — Oltungaba nie taki człowiek!...
— Oltungaba wódkę pije!...
Kniaź, zmieszany, nie wiedział zrazu, co odpowiedzieć.
— Głupcy!... — wykrzyknął nakoniec i, gładząc się po obu uszach, pobiegł poskarżyć się innym.
Wszystko to jeszcze większe spowodowało wzburzenie i wywołało gadania, które przedostały się nakoniec między Selticzanowych krewniaków do uszu Miorego.
— Ojcze, ciebie oszukują... — namiętnie wykrzyknął młodzieniec, podchodząc do niego. — Ty