na ziemię. Popełznąlem ku niemu, kryjąc się, by mnie nie ujrzał przed czasem, gdyż wiedziałem, że umknie. Zajęty był wybieraniem czegoś z dna łodzi.
— Rozpowiadaj! — powitałem go według krajowego zwyczaju, ukazując się zwolna z po za krzaków.
Krzyknął i odskoczył, lecz nie uciekł, gdyż mię, poznał, poznałem go i ja: był to biedny Jakut, mieszkający o pięć wiorst odemnie.
— Nic nie wiem! Nic nie słyszałem!! Wszystko dobrze! Och! jakżeś mię przestraszył! — odrzekł pośpiesznie i wyciągnął ku mnie rękę.
— Cóżeś ty myślał?
— Czego bo nie zdarza się spotkać człowiekowi nocą w lesie! — odrzekł wymijająco i podejrzliwie obejrzał mię od stóp do głowy. Niekiedy myślisz — człowiek i znajomy i rozmawiasz z nim, jak ze znajomym, a ot w końcu okazuje się, że nie człowiek!!
— A cóż ty tu robisz tak późno?
— Wracam do domu! Jutro przecież święto! a połów mam daleko na „Babylonie“[1] wiorst stąd trzydzieści Wiesz przecie, my ludzie biedni, rybą żyjemy... konia nie mam; wciąż więc na łódce i na łódce!! Ot ciągnąc ją przez las przebiłem sobie nogę i zamarudziłem!
— Przebiłeś nogę! A bardzo?
- ↑ Babylon — ogromne jezioro na północno-zachodniej części Kołymskiego okręgu.