Strona:Wacław Sieroszewski-W matni.djvu/242

Ta strona została przepisana.

— Córki niema tutaj. Ona w domu u ciebie.
— W domu? sama jedna?
— Sama jedna. A co jej się stanie? Odniosłam ją wieczorem i siedziałam, póki nie usnęła.
— Zuch baba! Z miasta przywiozę ci gościniec. A teraz rozpal ogień, żeby odzież wysuszyć. Do wody wpadłem. W domu dziecko obudzę.
— Aj-ka-byn! — klasnęła w dłonie Jakutka, gdy przy świetle ognia zobaczyła Aleksandra przemokłego i lodem pokrytego.
— Niemożebnie zuchwały jesteś, cudzoziemcze! Któż z ludzi odważy się przechodzić rzekę w noc tak ciemną!
Aleksander uśmiechnął się dumnie.