tych kryminalistów, którzy okazali lękliwość, lub których osłabiło kalectwo. Już lepiej zabić siebie i dziecko! A wyjeżdżać do miasta nie było dostatecznych powodów: niewątpliwie kazaliby mu wrócić. Od tych myśli posępnych sposępniała i twarz jego: był tak smutny, że aż Zosia zauważyła to i próbowała go pocieszać.
W tym właśnie czasie Ajaks, który dla braku pożywienia dawno już był zostawiony swemu własnemu przemysłowi, przyniósł do domu kawał zgniłego mięsa. Czarna sierść na skórze zwróciła uwagę Aleksandra, zaczął więc śledzić psa i znalazł wkrótce w głuchym ostępie na pół z ziemi wykopane trochę objedzone i dobrze zgniłe: głowę, skórę i nogi Wronego — to co najłatwiej w czasie rewizyi mogło wydać złodzieja. Pokonał wstręt i podniósł za ucho zbrukaną głowę przyjaciela swego i współpracownika. Miała ona bardzo smutny wyraz, dolna warga była obwisła, zęby kurczowo zaciśnięte, a w oczodołach roiło się robactwo. Ślizka, wilgotna, wysunęła mu się z dłoni i napowrót w jamę upadła. Wytarł rękę o trawę i odszedł pośpiesznie, nie zawoławszy nawet Ajaksa, który czegoś zawstydzony, krył się w krzakach. Czuł, że mu się zbiera na płacz. Konia tego kupił młodym, nieujeżdżonym źrebakiem i długo był on razem z Ajaksem jedynym towarzyszem jego wygnania.
Strona:Wacław Sieroszewski-W matni.djvu/278
Ta strona została przepisana.