dając nagle. — Znalazłem człowieka, który nie wie, co robić z wódką!
— Cha, cha, cha! my go nauczymy!... Gdzie on, gdzie on? — wrzasnęli wszyscy, obstępując przybyłego.
— Oto jest! — zawołał Aloszka, popychając naprzód Kechergesa — a to ona! — dodał, unosząc w górę baryłkę.
— Jego żona! — wtrącił Michałko.
— Wypić! — wrzasnęli — Rozumie się! Co? może zostawić?...
— Ach! wy, świnie morskie! — wołał Aloszka wyrywając z rąk Waśki wyszczerbioną filiżankę. — Pierwszy przecie gospodarz! — i nalawszy po brzegi, podał filiżankę Kechergesowi.
— Pij!
— Wódka Tarasa — rzekł chłopak nieśmiało.
— Tarasa, kiełbasa — zaśpiewał Michałko.
— Pij! albo w gardło lać będziemy!
Chłopak zawahał się, wreszcie uchwycił filiżankę i wychylił ją do dna.
— Zuch! brawo! Aj da! aj da! huraaa! — zakrzyczeli kozacy.
Zaskrzypiały drzwi, ktoś wbiegł. Krzyki, śmiechy rosły, potęgowały się, aż zlały się w jeden nieustający chór wesołości. Usłyszawszy to, stojący na warcie Miszka, nie mógł wytrzymać i postawiwszy na swojem miejscu słomą wypchany kożuch z karabinem w łapach, sam wpadł do izby.
Strona:Wacław Sieroszewski-W matni.djvu/55
Ta strona została przepisana.