Strona:Wacław Sieroszewski-Zamorski djabeł.djvu/14

Ta strona została uwierzytelniona.

dzie sam. Już ty wierz mi staremu! Przełożeni, gdy będą widzieli twoje staranie, będą cię oznaczali, a ty sam przywykniesz do pracy i wyrośniesz na dzielnawo człowieka, co sobie w kaszę dąć nie pozwoli i wszędzie się znajdzie. Więc przygotuj się w drogę bez żadnych tkliwości. Matce dokaż, że dla niej wszystko jedno, co ty od niej o tysiąc mil na Zachód, czy na Wschód. Czy tu, czy tam nie będzie jednako z tobą. Nawet lepiej na Wschód, dopóki jesteś młody i masz w głowie utopje, potemu że z Zachodu prędkobyś wrócił i jeszcze dalej zajechał...“
— I to prawda! — ze drżeniem szepnęła pani Brzeska.
„...I tak zbieraj się w drogę. Kup sobie za wysłane pieniądze co trzeba z obuwia, ubrania, bielizny. Nie dużo, ale samego najlepszego sortu, i jedź do Semipałatyńska, gdzie wkrótce przybędzie, albo już jest sasko-koburggocka naukowo-handlowa ekspedycja. Naczelnik jej, mój znajomy, towarzysz szkolny, obiecał cię do Pekinu dostawić. To dłużej pójdzie i drożej stoić będzie, niż jazda przez Kjachtę, ale skorzystasz z przebywania z uczonemi ludźmi. Wysługuj się naczelnikowi, żeby nie pożałował swego dobrego postępku. Pieniędzy, jeżeli ci nie starczy, weźmiesz u niego, a mnie uwiadomisz. Tylko jednak oszczędzaj pieniędzy. Im bardziej będziesz oszczędzał, tym prędzej wrócimy do kraju. Bywaj zdrów. Mamie rączki ucałuj. Niech się nie troska. Jesteś chłopak, a chłopcy zawsiegda się po świecie błąkają. Czy to nasza matka pokojnica myślała, że ja będę siedział w Kjachcie i targował herbatą!?... Bądźcie dobrego usposobienia. Nic się nie dzieje bez woli Boga.
Obejmuję was, rozpołożony ku wam

Tomasz Śnietycki“.