Strona:Wacław Sieroszewski-Zamorski djabeł.djvu/140

Ta strona została uwierzytelniona.

witał się uprzejmie ze sługusem topograf, potrząsając mu przed nosem pięściami.
Kucharz spojrzał nań z uśmiechem, postawił naczynia i wytarł nos palcem.
— A więc niech kolega pamięta, że pojutrze wyjeżdżamy, i niech przybędzie na pożegnalną ucztę wieczorem... Całe ciało dyplomatyczne uczcić nas zamierza i kazało przez ambasadora prosić i pana!... A więc czekamy... Miło nam będzie... — mówił trochę smutno, trochę żartobliwie doktór, gdy w godzinę potym, po spożyciu obowiązkowej herbaty, goście wyruszyli z powrotem do domu.

XIV.

Odwiedziny dwuch ubranych w mundury Europejczyków miały przedewszystkim ten skutek, że rozmowy za parawanem stały się cichsze, że zasłony tam zaciągano staranniej, że ręka po imbryk wysuwała się lękliwiej i nikła szybciej.
Na podwórzu co chwila zjawiali się jacyś Chińczycy dla długich i tajemnych narad z Czżanem. Niektórzy usiłowali nawet wedrzeć się do mieszkania, ale Wań ich nie puścił.
— Niech łaskawy zamorski pan przebaczy głupotę ciemnym ubogim sąsiadom, którzy nie posiadają nic prócz ciekawości... Minie czas i zapomnienie wszystko pokryje! Zapomnienie kryje i cnotę, i występek, i sławę, i miłość i gniew... Zapomnienie podarunek bogów. Gdyby nie zapomnienie, świat pełen byłby smutków! — pouczał poważnie Siań-szen swego posmutniałego ucznia.
— Ale rozumie przecie mój dobry zamorski pan, że ciemnych Chińczyków musi dziwić, dla czego on wdział