nowe, błyskały starożytne, dziwaczne, pokręcone bronzy chińskie na hebanowych podstawkach; płonęło złoto i purpura jaskrawych malowideł krajowych.
Brzeski siedział obok topografa, milczący, chmurny i skubał zawzięcie rąbek obrusa. Na co on tu? Komu potrzebna jego obecność? Zmagał się z własną nieśmiałością, która go drażniła, ale uczucie silniejsze od rozumowania chwytało go za gardło.
Europejski surdut, od którego był odwykł, i fałszywy warkocz zwinięty w krążek na ogolonej głowie, wytrącały go do reszty z równowagi. Dostrzegł kilka spojrzeń ciekawych, rzuconych dyskretnie w jego stronę, i bał się, że lada chwila zwróci się do niego ktokolwiek z szeregiem zapytań w obcym, niezrozumiałym języku. Gdy więc zagadał do niego topograf, chrapliwy bas poczciwca wydał mu się anielską muzyką.
— Chmurzysz się, chłopcze!... Taki odważny, a boisz się ludzi, jedynie dla tego, że są lepiej od ciebie ubrani!.. Wstydź się! Spojrz na nich śmiało, jak w stepie!... Bierz za miarę serce, ono wszystkich równa. A najlepiej pluń, jak ja, gdyż nic nie poradzisz. Pokochaj jakiś hjeroglif chiński, jak ja pokochałem ziemi wypukłości...
Brzeski nie wiedział, czy śmiać się, czy gniewać.
— Pan bo zawsze... — zaczął z wyrzutem.
— Zdrowie twoje! Pij!... — przerwał już swoim głosem topograf. — Warteś zbawienia. Dzięki tobie w łeb wzięły „prawa stepowe“ i czeka nas świetna mapa. „Sas“ skapcaniał zupełnie. Doktorowi pozwolił zabrać górę bibuły i morze spirytusu. O ile go nie wypijemy, dostanie się wszystkim zwierzom, po parze każdego posadzimy do słoja, jak Noe w arce... Pij, chłopcze, nie żałuj: wino poselskie. Zamiast żeby je wypił jaki... ornament, niech
Strona:Wacław Sieroszewski-Zamorski djabeł.djvu/151
Ta strona została uwierzytelniona.