cjanci. Zbrukanych i pokrwawionych winowajców zaprowadzono do ambasady.
„Kochany wuju!
„Stała się nieprzewidziana historja. Anglik uderzył mię w głowę, a ja ściągnąłem go z siodła. Ambasador, choć przyznał mi w zasadzie słuszność, ale robił wymówki, że postąpiłem nieoględnie, że wywołałem międzynarodowy zatarg i że pewnie będzie zmuszony wydalić mię z miasta. Dzienniki angielskie i niemieckie rozgłaszają, że jestem ajentem, najętym przez inne mocarstwo dla podburzania przeciw nim chińskiego pospólstwa. Tego przecie znieść nie mogę i proszę wuja, żeby pozwolił mi natychmiast opuścić miasto. Umiem już tyle po chińsku, że mogę się niezgorzej rozmówić. Zresztą mój Siań-szen zgadza się jechać ze mną, jeżeli wuj raczy mu obiecać miejsce w swej fabryce. On stracił wskutek tej historji zarobek w poselstwach, gdzie przepisywał papiery chińskie. Ojciec Paolo też odmówił mu pomocy. Kiedym go prosił, powiedział, że mają dosyć na swej pieczy biedaków chrześcijan, a mój Siań-szen ani do kościoła nie chodzi, ani syna do szkoły nie posyła. W bardzo ciężkim więc znalazł się mój Siań-szen położeniu. Jest on ubogi, ale cnotliwy i bardzo sprytny. Doskonale zna życie swoich Chińczyków. Doprawdy wuj będzie zadowolony, jeżeli zgodzi się go przyjąć. Ponieważ on wpadł w kłopot z mojej przyczyny, więc ja mu dam na drogę z moich oszczędności i przejazd nic firmę kosztować nie będzie. Starczy nam; myśmy już to wszystko razem obliczyli. Niech kochany wuj odpowie jak można najprędzej, naprzykład telegraficznie, bo jeżeli mię wcześniej z miasta