Brzeski wyskoczył raźno z dorożki i wszedł przez furtkę na nieduże podwórko błotniste i zaśmiecone, odgrodzone od ulicy niebiesko malowanemi sztachetami. Pośrodku, na sznurze przeciągniętym wpoprzek, suszyły się białe, czerwone i pstre koszule, oraz inna męska i żeńska bielizna. W głębi stał obszerny dom z ciężkim, czubatym dachem, z ogromną liczbą okien i okiennic, również malowanych niebiesko.
Brzeski nachylił się, przesunął szczęśliwie między zwisającemi sztukami pożytecznych płócien i rozejrzał dokoła. Dom przeglądał się melancholijnie w błyszczących u stóp jego kałużach, złotych od słońca, błękitnych od nieba. Do wnętrza domu wiodły po schodkach dwa wejścia, nakryte dwoma jednakowemi ganeczkami. Za sągiem drzewa, koło chlewów rozlegały się miarowe uderzenia siekiery i chłop w wyrudziałej siermiędze to chylił, to prostował swój grzbiet szeroki. Brzeski skierował się ku niemu.
— Gdzie tu mieszka baron Butberg?
Chłop poprawił nogą szczapę i z głośnym sapnięciem opuścił na nią wzniesioną siekierę, poczym spojrzał na pytającego wyblakłemi, siwemi oczyma i poskrobał się w głowę.
— Powiedzcie mi, gdzie tu mieszka baron Butberg, naczelnik naukowo-handlowej ekspedycji?
— Naczelnik... to... chyba tutaj... Ale żeby był kspedytor, to nie wiem!...
Niepokój, który trawił Brzeskiego od chwili opuszczenia pociągu, znikł nagle; spojrzał wesoło na chłopa, którego czerwony nos i niepewne ruchy przypomniały mu Teodora.
Strona:Wacław Sieroszewski-Zamorski djabeł.djvu/19
Ta strona została uwierzytelniona.
II.
W PUSTYNIACH MONGOLJI.