idealista. To w kolonjach nie uchodzi. Musi pan zostać praktycznym, inaczej będzie źle z panem.
— Pomyślę o tym, pomyślę.
— Niech pan napisze do wuja, może on weźmie Siań-szena do Kjachty. Tutaj nienawidzą go istotnie — radził dyrektor.
— Owszem. Mogę napisać, choć wątpię, czy Chań-Wań zgodzi się na wyjazd do nienawistnej Mongolji!... — odrzekł Brzeski.
Napisał wkrótce list, gorąco polecając wujowi starego nauczyciela i opisując mu jego hańbę, jego skruchę i cierpienia całej rodziny.
„Niema dla nich innego ratunku jak wyjazd do miejscowości, gdzie ich nikt nie zna, i zaczęcie życia na nowo. Niech kochany wuj już daruje i urządzi jakkolwiek Siań-szena... Przecież to ja go tutaj przywiozłem, jestem więc trochę winien jego nieszczęścia“.
Ale zanim przyszła od wuja odpowiedź, Siań-szen sam rozwiązał wszystkie trudności i załatwił porachunki z losem: znikł bez śladu.
Wyszedł i nie wrócił. Czekano nań w domu dzień cały, nazajutrz przeszukano ogród klasztorny, rozpytano się mnichów i sąsiadów. Nikt go nie widział. Zdarzało się i przedtym, że Siań-szen wychodził z domu i na noc nie wracał. Ale było to w czasach powodzenia. Teraz nawet Chań-Wań, skłonna zawsze o najgorsze podejrzewać męża, nie przypuszczała, żeby on, chory i sponiewierany, zechciał szukać rozrywki w domach gry i herbaciarniach.
— Oni go zabili! — rzekła krótko i posępnie.
— O mamo, mamo, nie mów tak! — krzyknęła Lień, — Niech pan nie wierzy!... Ojciec był smutny
Strona:Wacław Sieroszewski-Zamorski djabeł.djvu/225
Ta strona została uwierzytelniona.