i chory... i może gdzie zabłądził. Niech pan poszuka — zwróciła się do Brzeskiego.
Dziewczyna jeszcze przy ojcu objęła ster gospodarstwa domowego i z głębi pokojów w razie potrzeby wychodziła na rozmowę nawet do cudzoziemca.
Brzeski natychmiast zaczął energiczne poszukiwania. Odwiedził znajomych Wania, sklepy, gdzie ten robił zwykle zakupy, herbaciarnie, gdzie przesiadywał, bliższe podmiejskie miejsca spacerowe — nigdzie nie widziano starego i nie umiano nic o nim powiedzieć. Istniały jednakże wskazówki, że Wań istotnie nie zabił się ani nie został zabity, lecz że uciekł, gdyż wraz z nim zniknęła z domu nieduża suma pieniędzy, nowe buty starego i jego naukowy dyplom.
Wszystko to martwiło i niepokoiło Brzeskiego, parę dni stracił na własnych zachodach, ale gdy stracił nadzieję znalezienia Wania, musiał o jego zniknięciu powiedzieć dyrektorowi; ten przeraził się nie na żarty:
— Źle! Stara ma rację: sprzątnęli go krewniacy straconych. Krajowcy są bardzo mściwi, w wielu miejscach uprawiają zemstę rodową... Ponieważ uważali Wania za przyczynę śmierci buntowników, nie mogli znieść, że pozostał przy życiu... Napewno zabili go! Panu również nie radzę włóczyć się po rozmaitych kątach, przeciwnie radziłbym przenieść się co rychlej na mieszkanie do fabryki... Postaramy się tymczasem przysposobić ją do obrony... na wszelki wypadek... Możliwa rzecz, że ci sami łotrzy, co zabili Wania, aby odwrócić od siebie uwagę i nam zaszkodzić, rozpuszczą wśród pospólstwa pogłoskę, że to myśmy go zamordowali... Mogą wyniknąć z tego powodu nowe zaburzenia i wszystkich nas za tego gałgana wyrzną... Pieniądze, buty i dyplom mogły zostać
Strona:Wacław Sieroszewski-Zamorski djabeł.djvu/226
Ta strona została uwierzytelniona.