Strona:Wacław Sieroszewski-Zamorski djabeł.djvu/233

Ta strona została uwierzytelniona.

robotników. W dodatku, brama była zamknięta, dzwonek na stróża wydałby go niechybnie i przyśpieszył atak. Nieprzyjaciele alboby go niezwłocznie zabili, albo skorzystaliby z otwartej dlań furtki, aby wpaść niepostrzeżenie do wnętrza.
Brzeski rozmyślał, co począć. Należało się śpieszyć. Rozkaz napaści mógł przyjść lada chwila, lada chwila mógł wrócić nieobecny widocznie dowódca. Wrócił więc chyłkiem młodzieniec na tył fabryki, gdzie był przedtym i gdzie widział w ciemnościach łańcuch kupkami rozstawionej straży. Niepostrzeżenie przyłączył się do jednej z nich, rozmawiającej półgłosem.
— Jeżeli barbarzyńcy nie otworzą o świcie bramy, trudno będzie dostać się do fabryki. Mur wysoki, a oni celnie strzelają!
— W ciemnościach i kula niełatwo znajduje drogę!... Dla czego trzymają nas tu bezczynnie?! Niedługo świt!...
— Niewiadomo. Słuchać należy. Widocznie dowódca znalazł dużo roboty w domku „Władcy Wrót Zachodnich“!...
— Ba!... Bawi się pewnie mękami mieszkającego tam barbarzyńcy...
— Szkoda go. Dobry był chłopak!... — szepnął ktoś z boku.
— Cóż robić!?... Takie jest prawo wojny!... Razem giną i dobrzy i źli: dobrzy za to, że w porę nie wstrzymali złych, źli za to, że spełnili zło!
— Nie można szczędzić dobrych, gdyż źli zawszeby się za nich ukryli... Zresztą, nie mamy wyboru: wszystkich musimy wypędzić!... Wszystkich wygnać musi od nas przerażenie!... Nie pozbędziemy się ich inaczej!... Gdy zaczniemy przebierać, stracimy czas; w naszych ser-