zachowywali się cicho i ostrożnie. Jedynie z pewnych drobnych szczegółów, z głów ludzkich, pojawiających się niespodzianie w miejscach nieodpowiednich, z nieuchwytnych sygnałów, ze świstów, tupotu nóg za ścianami, domyślali się oblężeni, że są obsaczeni ze wszystkich stron i pilnie strzeżeni we dnie i w nocy i że coś przeciw nim tam gdzieś się knuje... Od czasu do czasu obok wywalonej bramy przechodziły małe uzbrojone oddziały, a na dżonkach z biegiem rzeki płynęły zbrojne tłumy w powstańczych, czerwono-czarnych mundurach.
Raz Brzeskiemu wydało się, że dostrzegł wśród „bokserów“ swego byłego Siań-szena, zaginionego bez śladu „Władcę Wrót Zachodnich“. Odgrywał on wśród nich rolę starszyzny, gdyż miał na piersiach wielki amulet, owinięty żółtą szmatą jedwabną, i od czasu do czasu przemawiał do nich z przejęciem i dzikiemi giestami.
Po paru dniach Europejczycy przekonali się, iż Chińczycy, szczędząc życie swych sprzysiężonych, postanowili oblężonych zamorzyć głodem. W ten sposób powstała kwestja żywnościowa. Żywności mieli zaledwie na parę tygodni. Na wypadek zepsucia wodociągu, zaczęli w podziemiu kopać studnię.
— Główna rzecz, aby wygrać na czasie!... Niepodobna,