Strona:Wacław Sieroszewski-Zamorski djabeł.djvu/258

Ta strona została uwierzytelniona.

się ze mną? O święci mężowie Nieba i Ziemi!... Ostatecznie opuszczasz zroszoną łzami Ziemię Środkową?!... Umarłeś? Zabili cię! — bezdźwięcznie szeptała dziewczyna, drżąc jak w febrze.
— Nie, nie umarłem!... Żyję... Uratowałem się, ale zginę, jeżeli nie pomożesz mi, jeżeli nie wskażesz mi, jak znaleźć łódź, którą mogli... byśmy... uciec... mógłbym... uciec... — poprawił się.
Dziewczyna szybko zarzuciła na siebie ubranie. Brzeski słyszał w ciemnościach, jak szeleściła jej odzież jedwabna, a jednocześnie jak szczękały jej drobne zęby.
— Łodzi?! Łodzi niema! Wszystkie większe statki kazał dowódca wojsk zniszczyć albo przeprawić na tamten brzeg rzeki... Musicie dostać się tam... Mnisi ukryli dla swych potrzeb maleńkie czółenko, ale w nim z trudnością pomieści się zaledwie troje!... Pokażę go wam!... Uciekaj, drogi przyjacielu!... Nie wiesz, jaką straszną gotują wam śmierć!... O tak, nieszczęśnicy! Zabiliście dużo moich rodaków, ale mimo to nie mogę... nienawidzieć ciebie, I!... Co pocznę? Byłeś zawsze dobry i wyrozumiały dla mnie... ratowałeś nas nawet wtedy, gdy inni... Uciekaj, uciekaj, cudzoziemcze!... Czas uchodzi, noc mija, a gdy poznają was... Uciekaj i... w kraju własnym, w kraju szczęśliwym... wspomnij czasem biedną, czarnogłową Lień!.. Lecz nie wracaj, już nigdy nie wracaj!... Ludzie stworzeni, aby mieszkać w swojej ojczyźnie... Cierpimy od cudzoziemców, gdy są źli, i podwójnie cierpimy, gdy są dobrzy... Przecież ty nie mógłbyś stać się Chińczykiem!? Poco więc przyszedłeś tutaj?! Czy ojczyzna przebaczy mi kiedy moją zdradę?... Przecie wyście mordercy Chińczyków!... Jednak nie mogę, nie mogę wyobrazić sobie...