Strona:Wacław Sieroszewski-Zamorski djabeł.djvu/43

Ta strona została uwierzytelniona.

giem czasu ani trochę. „Opozycja“ trzymała się na uboczu, baron nic nie przedsiębrał, aby ją zjednać.
Topograf jechał w tyle z busolą i notatnikiem w ręku i często zbaczał na poblizkie wyniosłości, aby lepiej zaciąć swe „rumby“. Doktór, zapatrzony w ziemię, co chwila zeskakiwał z siodła, żeby złapać jaki nowy „egzemplarz“, lub wyrwać ciekawą roślinę. Czasem strzelał do ptaków. Wskutek tego zawsze zostawał w tyle i często ginął z oczu swych przyjaciół, lub przyjeżdżał późno na nocleg.
— Proszę stosować się do ogólnego ruchu karawany i nie wstrzymywać pochodu — zrobił mu wreszcie uwagę baron.
— Ten Saso-got ma szalonego pecha! — oburzał się topograf — zawsze powie coś... koburskiego! Co to jest ogólny ruch karawany? Jest to facecja, którą żeby zrozumieć, trzeba skończyć co najmniej trzy uniwersytety niemieckie. Czyż nie od nas zależy urządzić taki „ogólny ruch“ karawany, abyśmy mogli i mapę lepiej narysować i zebrać jak najwięcej kolekcji?! A ten „ogólny ruch“ — jakiś dziwny bożek, wymyślony przez tego „szybkochoda...“ Pożal się Boże!... I komu to to!... Niedawno siedział bez potrzeby w miastach, a teraz... „ogólny ruch!...“ Wiedział, co powiedział!... Uszy więdną!... Ach, gdybym ja tak mógł, gdybym miał zapewniony chleb w ręku i nie potrzebował włóczyć się z busolą po stepach...
— A jednak — odparł doktór — baron ma rację. Karawana nie może zwalniać kroku dla chrabąszczy i motyli. Musimy trzymać się pewnej marszruty, gdyż bez niej mogą wyczerpać się w nieodpowiednim miejscu nasze zapasy żywności. Istnieje inny sposób usunięcia trudności. Poproszę go raz jeszcze, aby mi dal do pomocy Brze-