Wreszcie pewnego poranku Siuj przyniósł wiadomość, że Ti Dun przyjechał. Baron niezwłocznie posłał mu „tie-tie“, swój bilet wizytowy, napisany przez oficera straży, według wzorów klasycznych, złotemi literami na długim skrawku czerwonego papieru. W parę godzin przyszła odpowiedź:
„Wiadomość, że drodzy goście z sąsiedniego potężnego państwa pragną wnieść potok światłości do ubogiej mej chaty, napełniła mię niezmierną radością. Będę czekał na nich niecierpliwie dzisiaj, 23 dnia 10 księżyca o 3 po południu. Młodszy brat głupiec Ti-Du-lo“.
Trzeba było nająć palankiny i to według etykiety galowe, z czterema tragarzami zamiast dwuch, i udać się do głównego ja-myniu[1] miasta. W mieście już wiedziano o tej wizycie i na ulicach zebrały się tłumy ciekawych...
Pochód otwierał sługa Chińczyk, niosący w ręku ogromną czerwoną kopertę z biletami wizytowemi gości. Obok niego szli czterej policjanci z bambusami i krzyczeli na całe gardło, aby tłum usuwał się z drogi. Następnie niesiono palankiny Brzeskiego, fotografa, topografa, doktora i wkońcu barona. Siuj i Małych razem z kilku służącemi szli z tyłu piechotą.
Dor został zamknięty w mieszkaniu.
Gawiedź biegła z obu stron, hałasowała, popychała
- ↑ Dom rządowy.