Strona:Wacław Sieroszewski-Zamorski djabeł.djvu/72

Ta strona została uwierzytelniona.

robi zawrotu głowy... Ja nie mam czasu, ja wiem!.. Woczży-dao! — zawołał baron po chińsku.
— Chiny są moją ojczyzną. Pełne braków, jak wszystko ludzkie, są, bądź-co-bądź, najlepszym krajem pod słońcem... — odrzekł dumnie Mandżur i wstał na znak pożegnania.
— Ależ my tylko nie chcemy wracać... Nie potrzebujemy wracać!... — wybuchnął niespodzianie topograf. — Mamy mapę... Pokażemy na mapie... Możemy pójść naukos przez Gobi...
Dostojnik kłaniał się grzecznie, przyciskając ręce do piersi, ale usta miał zacięte i oczy dumnie mrużył.
— Ja proszę się nie wtrącać... Tam naukos jest piasek i żadnej wody... Pójdziemy drogą.. która okaże się najlepszą... — ostro z niemiecka wstrzymał topografa baron.
Wizyta Ti Duna, choć marne dała rezultaty, stała się jednak początkiem nowych stosunków z miejscowemi władzami. Po długich naradach i odrzuceniu nieskończonej liczby projektów, baron zgodził się wreszcie na kombinację topografa, która naturalnie z biegiem czasu wydała mu się jego własną.
— Ale ja wiem, że choć będę ofiarowywał bryłę szczerego złota, zawsze znajdę niezadowolonych krytyków... i przeciwników — wyrzekł z goryczą.
Wykonanie „bryły szczerego złota“ rozbijało się jednak długi czas o niepokonaną przeszkodę, o brak przewodników. Nikt prawie nie znał drogi przez te pustynie. Niekiedy pędzono tamtędy w zimie hurty bydła, bardzo zresztą rzadko, gdy inne drogi były zamknięte przez rozruchy lub z rozkazu rządu. Przewóz towarów jeszcze rzadziej się odbywał i piasek zasypał źródła.