„Wiatr wionął szumnie
Po pustym stepie...“
Zadumany, w pościgu za nieuchwytnym talizmanem, coby mu wszystkie tęsknoty wyjaśnił i powiązał myśli rozpierzchłe, nieraz nie dostrzegał niezwykłego ruchu służby, nie słyszał nawet fotografa i tylko z przyzwyczajenia prostował się w siodle, gdy go z oddali dobiegało dokuczliwe wołanie:
— Dor, pójdź tu do nogi!...
— Co u licha, gdzieście się wszyscy pozapodziewali? Baron gniewa się!...
— Panie Brzeski!... Wołam i wołam... Gdzie ten irchowy woreczek?...
Młodzieniec zsiadał z konia i szukał pilnie woreczka w torbach podróżnych.
— Filozof nie powinien uważać na drobnostki! — pocieszał się.
„Każdy, kto chce być pożytecznym, musi stać się do pewnego stopnia niewolnikiem...“ — powtarzał nauki doktora.
Ale pewnego dnia przebrała się miarka.
— Dor!... Pytam: gdzie Dor!? Ogłuchł pan, czy co, panie Brzeski!? Proszę uważać!... Niech pan zaraz skoczy na koniec karawany i zobaczy, czy pies w polu nie został!... — krzyknął, najeżdżając nań, fotograf.
Brzeski ocknął się z zamyślenia, drgnął i próbował go w milczeniu ominąć, ale ten konia mu wpoprzek drogi postawił.
— Co to jest? Co to jest?... Dla czego pan nie słucha?!
— O ile wiem, Dor nie jest aparatem fotograficznym...