Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/109

Ta strona została przepisana.

wyda!... Tak, tak, panie Kotow. Pan jest es-er, to pan myśli, że na panu świat się kończy! Hę! Ale nie wszystkie partje mają w tym waszym Czerwonym Krzyżu swoich przedstawicieli... Prawdziwa partja rewolucyjna i ludowa ich nie ma! Nie chce się ona mieszać do tej sprawy i pokrywać swoją czystą sławą całej tej chytrej mechaniki...
— My anarchiści, naprzykład... — wstawił Finkelbaum.
— Wy anarchiści nie bierzecie udziału w zbieraniu pieniędzy, korzystacie jednak z ofiar, o ile wiem...
— To nie są ofiary! To się nam należy; wszystko jest własnością ludu pracującego!... Tak!... Może pan zaprzeczy? Co!?
— A co? Nie mówiłem?... Macie! Takie żniwo daje posiew nieopatrznych idei!... — powiedział głośno Somow.
— Co pan uważa za nieopatrzną ideę? — spytał Awdiejenko, podnosząc się z pryczy i zwracając do sąsiada.
— Uważam, że są idee może i słuszne, ale zbyt zawiłe, aby mogły być zrozumiane przez umysły proste.
— Acha, może mi pan w takim razie przedewszystkiem określi, co to są umysły proste, a jakie pan uważa za krzywe...
— Owszem, umysły proste są to umysły niewykształcone, niekulturalne...