Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/130

Ta strona została przepisana.

— Polacy z Rusinami pobili się.
— Pobili się? I gdzie to?...
— Tu na pokładzie, wczoraj przy wjeździe do Kazania...
— No i co?
— Jakto co: skandal, kompromitacja publiczna... Polityczni wygnańcy pobili się... O mało się nie wmieszał konwój... — gorąco przekładał Butterbrot.
— Tak: nieładnie... Więc co?
— Chcemy zwołać zebranie i całą tę sprawę osądzić. Ogół musi się wypowiedzieć!... Przecież nie można dopuścić...
— A co poczniecie, jeżeli winowajcy nie zechcą uznać wyroku?...
— Przeprowadzimy głosowanie. Muszą poddać się, inaczej zbojkotujemy ich.. Chcielibyśmy właśnie prosić pana, żeby pan przewodniczył...
Gołowin chwilkę pomyślał.
— Owszem, przewodniczyć mogę, chociaż doprawdy nie wiem, czy warto... Przecież się ostatecznie nie pobili...
— Chcieli, ale nie dopuściliśmy do tego...
— No więc i na drugi raz nie dopuścimy...
— Uważam, że lepiej tę rzecz zawczasu wyjaśnić i zapobiec! — zauważył rozsądnie Aronson.
— Jak uważacie!... Mogę przewodniczyć. Czy to zaraz?