z zamętu gospodarczych i politycznych sprzeczności... z socjalnych antynomyj...
Odpowiadał mu towarzysz Aronson również poza koleją, cięto, dowcipnie, zjadliwie sypał cytatami i nazwiskami, Marksa, Engelsa, Kautskiego, Robertusa, Rikarda, Düringa i Brentano; odpowiadał mu Kotow, wysunąwszy na czoło argumentów, znaczenie w historji „jednostki świadomie myślącej“ i formułę postępu Michajłowskiego.
Spór zaogniał się, roznamiętniał, rozpalał. Podano kolację, ale zarówno słuchacze, jak mówcy z kubkami pełnemi gorącej herbaty i ustami pełnemi gorących słów wrócili na miejsca...
— Cóż, jakiż wyrok? — spytał Wojnart, przyłączywszy się po skończonem zajęciu do grupy Polaków.
— Wyroku niema i nie będzie!... — odrzekł Cydzik. Poco wyrok? Spór już nie między Polakami i chochlami, lecz między chłopem i robociarzem. Nagadali tyle, że zgłupieje, kto spamięta!
— Nie dojrzysz jeszcze okiem, co ma być pod wyrokiem!... — roześmiał się Wątorek.
Doktór Frączak uśmiechał się ironicznie i popijał herbatę w milczeniu.
— Zanosi się na trzydniówkę! — rzekł wreszcie.
— Dobre i to, czas przeleci weselej! A daleko do Permu?
Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/143
Ta strona została przepisana.