Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/144

Ta strona została przepisana.

— Daleko, jeszcze ze trzy dni.
— Zdążymy. Ale trzeba przyznać, tęgo gadają te mochy, niektóry ani się zająknie, godzinę mówi jakby wiadrem lał, a z cebra poprawiał! — zauważył Barański.
Istotnie, późno wieczorem znużeni wiecównicy postanowili odłożyć zebranie do jutra. Gołowin z trudem zmusił ich, żeby wybrali komisję do załatwienia początkowego sporu.
Wybrano sędziów: Gołowina, Aronsona i Kotowa, poczem w hałaśliwej przed chwilą kajucie zapanowały ciche szepty i szmery, a następnie głośne chrapania.