czyzny, naród, ten naród, wieczny tułacz świata, ten wszędzie krzywdzony i prześladowany, ten nie może kochać ludzkości!... — jęczał Odesskij.
— Panowie, proponuję...
— Proszę o głos w kwestji formalnej...
— Robię przerwę na pięć minut, abyście panowie mieli czas się uspokoić!... — postanowił Gołowin.
Zebrani rozbili się na żywo rozprawiające grupy.
— Czyż nikt się za nami nie ujmie!?... Czego milczycie, panowie inteligenci?... — pytał Barański w polskiej grupie.
— Gdybym umiał po rusku, jabym im odpowiedział!... Ażby im w pięty poszło!... — krzyczał Wątorek.
— Cóżbyś im powiedział? — pytał zjadliwie Cydzik.
— Powiedziałbym im, że są dziechciarze, parszywcy i żydy...
O wa!... — Tego się oni nie boją... Niech już lepiej odpowie „Roch Kowalski“. Co im odpowiesz Rochu? — zwrócił się do jednego z robociarzy, przezwanego tak dla wielkiej siły fizycznej.
„Roch“ uśmiechnął się i pokazał ogromną włochatą mocno zaciśniętą pięść...
— Widziałeś?!
— Widziałem, ale oni mają ich więcej!...
Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/149
Ta strona została przepisana.