Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/176

Ta strona została przepisana.

— Cóż znowu! Dlaczego!?... Jesteśmy zadowoleni!... Bardzo prosimy!... — rozległy się głosy, ale było ich mało.
Żydzi wraz ze stronnictwem Orłowa i Wujcia milczeli. Po krótkich naradach i szeptach z ich grona wysunięto kandydaturę Dobronrawowa, który wybór przyjął.
Kiedy zebranie już zaczęło się rozchodzić, podszedł do nowego starosty Wojnart i spytał napozór spokojnie:
— Zaraz chcecie objąć obowiązki, czy poczekacie do Permu?
— Zaraz, zaraz!... Po co czekać!? — krzyknął Odesskij, przechodząc mimo nich pod rękę z Butterbrotem.
— Mówią, żeby zaraz, ale w gruncie rzeczy... lepiejby było w Permie, bo to tak jakoś gładziej wypadnie!... Jedno się kończy, drugie zaczyna!...
— Niektórych rachunków nawet nie mógłbym wcześnie przedstawić, gdyż prowadzę je razem z kucharzem parostatku...
— Z kucharzem parostatku?... Pysznie! właśnie on mi potrzebny... Przez niego będzie można dostać... wiele rzeczy! Eh, towarzyszu, niewinni jesteśmy wszyscy i prostaczkowie jako aniołowie niebiescy! Poco było tak zaraz prosto z mostu walić!... Nie frasujcie się zresztą, wszystko będzie dobrze i wszyscy będą zadowolnieni!
Uśmiechnął się znacząco i spojrzał trochę z góry na widocznie zakłopotanego Wojnarta.