Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/190

Ta strona została przepisana.
wała i umieszczona w szpitalu. O mało sama nie dostałam zarazy. Na szczęście Babcia nie straciła głowy, wysyłała codzień na przystań kogoś z moim rysopisem i przychwyciła mię przy zejściu z parowca. Radzą wyjeżdżać natychmiast. Pewnie to uczynię, gdyż na parowcu wpadłam w oko jakiemuś jegomościowi w... „grochowym paltocie”. Stanowczo spotykam się z nim za często. Nie wiem skąd się wziął. Przypuszczam, że towarzyszy pewnej parze, która na własny koszt jedzie do Irkucka. W każdym razie jego umizgi stają się coraz natarczywsze. Muszę się go pozbyć. Jednocześnie nie mam odwagi oddalać się od ciebie zupełnie... Dlatego postaram się w Tiumeniu wsiąść znowu na wasz parowiec, chociaż wątpię, aby udało się coś wykombinować przed Tomskiem... Może lepiej byłoby udać się koleją wprost do Tomska, ale... lęk mię ogarnia, że gdy raz stracę cię z oczu, to już cię nigdy nie ujrzę... Mówią, że w Tomsku zatrzymają was na czas dłuższy, mam tam znajomych i adresy. Bądź dobrej myśli, kochany!... Uścisk serdeczny. Do widzenia!“.

Długo młodzieniec trzymał przed oczami i odczytywał ponownie małą karteczkę, wreszcie zgasił świecę...
Gawarowi, który leżał obok niego z zamkniętemi oczami, wydało się, że sąsiad jego cicho jęczy i papier całuje.