dzie mniej i bibułki!... — zauważył, przyłączając się do nich i idąc wraz z nimi, Butterbrot.
— Będzie to samo, co było z cukrem! Kupiłem na zapas a wszystko zjedli!
— Nie będzie tego co z cukrem. Na wszystko jest sposób. Zamiast tytoniu wyda się z ogólnych sum na ręce palaczom pieniądze; starosta zaś zatrzyma zakupiony zapas tytoniu i będzie go im odprzedawał częściami w miarę zapotrzebowania po cenie kosztu z małą nadwyżką. Cena będzie zawsze o wiele niższa niż na „majdanie“ kryminalistów, ba, przy umiejętnej kalkulacji może być niższa niż w detalicznej sprzedaży w dystrybucjach. Wszyscy będą zadowoleni a i kasa ogólna zarobi!... Trzeba wogóle inną wprowadzić w naszą aprowizacją... psychologję! A tak: jedzą, piją, palą, bez miary dużo marnują, bo nikt nie uważa się za odpowiedzialnego!... Bo to jest niczyje, ogólne... Ten porządek trzeba zmienić, bo on nic nie wart!...
Wojnart nie słuchał dalej. Odsunął się od nich i przyłączył do idącej razem gromadki Polaków.
— Wiecie, chłopcy, będziemy pewnie zmuszeni założyć własną komunę! — rzekł do nich.
— A bo co?...
— A no, na to się zanosi.
— Jakże wtedy ze starostą?
— Starosta będzie jak dawniej, jeden obieralny, ale tylko do prowadzenia rachunków
Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/202
Ta strona została przepisana.