nadzorca stał się nagle niezmiernie uprzejmy. Chleb, bułki, mleko, gorąca herbata zostały niezwłocznie dostarczone z kuchni więziennej, do której po te rzeczy puszczono nawet kilku zesłańców politycznych. Tam dowiedzieli się od kryminalistów, że barka istotnie tej nocy odchodzi, że partja kryminalistów już tam odeszła i że tylko patrzeć jak poprowadzą tam i politycznych...
— Konwój już gotów!... — szeptali tajemniczo.
— Dlaczego nas tu trzymają?...
— Tego nikt nie wie. Może jaka depesza z Petersburga!... Może... manifest!?...
Fantastyczne wieści wywołały niezmierne poruszenie wśród politycznych. Mówiono o rewolucji w Moskwie, o upadku gabinetu i zmianie rządu, robiono przypuszczenia, rojono projekty, coraz weselsze i śmielsze w miarę jak ciepła strawa napełniała wygłodzone żołądki.
— Gołowin, szykuj się na premjera!... — krzyknął wreszcie Somow.
Olbrzym uśmiechnął się:
— Na to jeszcze poczekamy, ale wy napewno zostaniecie niedługo ministrem oświaty w „samostinoj Ukrainie!“
— Tem pewniej, że nie umie ani słowa po ukraińsku! — dorzucił Awdiejenko.
— To nie znaczy, że nie mogę być w zasadzie dobrym ukraińskim patrjotą! — obraził się Somow.
Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/212
Ta strona została przepisana.