Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/226

Ta strona została przepisana.

nego i takiego młodego, może będą dalej puszczać na brzeg... może będziesz mógł dotrzeć nawet do przystani parowca...
— Acha, acha rozumiem, ale ja myślałem...
Zawahał się.
— Mów, mów: co myślałeś?!...
— Że... że uciekniemy, że spróbujemy...
— Kto?...
— Ja i pan.
— Ty?... A poco?
— Tak dla towarzystwa. Zresztą postanowiłem uciec za wszelką cenę.
— Uciekniesz z miejsca; będzie łatwiej, już ci mówiłem. Ze mną nie możesz.
— Byłoby panu... weselej.
— Dziecko jesteś, doprawdy! Nie wiesz, co mówisz... Grozi ci o wiele surowsza kara, gdybyś był schwytany ze mną, a po drugie i pogoń będzie ostrzejsza, niż gdybyś sam uciekał i uciekał nie z drogi, lecz z miejsca zesłania!
— Ba, ale zato w kraju odrazuby mię pan wprowadził do swojej paitji.
— Do jakiej partji?... Nie należę do żadnej partji...
— A... Związek Walki Czynnej?
Wojnart roześmiał się.
— Związek Walki Czynnej wcale nie jest partją. Do niego należeć mogą członkowie wszelkich partyj, mających w programie niepodległość Polski. Ma za zadanie wyłącznie