Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/228

Ta strona została przepisana.

przedewszystkiem te obce mury, zdobyć niepodległość...
— Ach, ja tak tego chcę, tak tego chcę, panie!... — gorąco szeptał Gawar. — Poto tylko chcę uciec... Dlatego widzi pan chcę z panem... Nie wiem, czyby mię wzięli do tego Związku?... czybym ich znalazł?... Już ich szukałem w Warszawie i nadaremno...
Wojnart zamyślił się.
— Daleko jeszcze do tego!... — odszepnął. — Gdybyś zresztą uciekł, musiałbyś pewnie uchodzić do Galicji, a tam Związek działa pół jawnie. Przyjmują każdego, kto godzi się na jego regulamin. Pewnie wstąpiłbyś do uniwersytetu, a tam dużo z młodzieży należy do Związku... Drogę znajdziesz. Co się dzieje teraz w Warszawie, sam nie wiem, a gdybym nawet wiedział, nie mógłbym ci powiedzieć!
— Rozumiem, proszę pana, ale właśnie chciałem razem z panem; zresztą nietylko dla tego... Chciałbym panu pomóc... Silny jestem i wytrwały... Razem łatwiejbyśmy mogli przez te lasy...
— Wątpię, kochany, żeby można było coś przedsięwziąć przed Tomskiem. Dziękuję ci za zacne chęci, lecz ty nic mi tu pomóc nie możesz...
— A gdyby tak: przeciąć siatkę na pokładzie i wyskoczyć do wody... Zanim się spostrzegą, zanim zatrzymają statek i barkę, można dopły-