Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/235

Ta strona została przepisana.

lekceważyć, że nas będą traktowali gorzej od kryminalistów, bo ich się boją a nas nie.... Czy to słychana rzecz, żeby staroście, wybranemu przez ogół, który przedstawia nietylko materjalne, ale przedewszystkiem moralne i ideowe interesy politycznych wygnańców, żeby naszemu przedstawicielowi, ten cham, ten sołdat, ta kanalja, ten sługa caratu powiedział to, co on powiedział mnie!...
— Cóż on powiedział... — rozległy się głosy.
— Powtarzam, że jeżeli my zaraz nie zaprotestujemy, jeżeli nie przeciwstawimy tej przemocy burżuazji i caratu naszej rewolucyjnej solidarności, jeżeli zaraz na początku nie wstrzymamy ohydnych zakusów reakcji, to przyjdzie do tego, co już było w wielu miejscach, że nas będą poprostu bić, że nad nami będą się znęcać, że nas będą traktować jak bydło — gorzej niż bydło... Towarzysze, my musimy protestować, my musimy pokazać, że nie pozwolimy uszczuplić naszych praw wywojowanych, że mamy godność... Towarzysze, my musimy wybrać zaraz delegację, która pójdzie do tego żołdaka, do tego oficerka i zażąda, aby on mnie, waszego przedstawiciela, przeprosił i niezwłocznie puścił do miasta. Tego się musimy domagać, bo to nietylko jest nasze prawo, ale to jest nasz rewolucyjny obowiązek!...
— Nie trzeba wcale delegacji. Sam całą sprawę natychmiast załatwię. Powiedz tylko dokładnie, Butterbrot, jak to było? Co on ci po-